"Jako zastępca dowódcy tego Obozu przyglądałem się pilnie nowym szeregom. Szkoliłem ochotników na przyszłych towarzyszów pancernych. Przywodzili mi oni na pamięć innych żołnierzy, tamtych z Polski. Często myślałem, czy ci znad jeziora kanadyjskiego też będą tak dzielni, jak tamci znad Warty, znad Wisły, znad Niemna. A tamci byli nie tylko dzielni, byli bohaterscy, byli oddani Polsce na życie i śmierć. Coraz częściej wracałem do wspomnień, do minionych wydarzeń, do naszej jesieni owianej dymem pożarów i kurzem krwi. Przesuwały mi się w oczach obrazy z pól bitewnych, widziałem moich żołnierzy w najstraszliwszym wysiłku, do jakiego zdolny jest człowiek. I pomyślałem, że wysiłek ten nie powinien pójść w niepamięć. Zapadło postanowienie, zacząłem pisać". Są to dzieje 11. dywizjonu pancernego, z którym poszedłem na wojnę. Powstał on w czasie mobilizacji z oddziałów Centrum Wyszkolenia Broni Pancernej w Modlinie, a ściśle biorąc z dowodzonego przeze mnie batalionu doświadczalnego. Dywizjon tworzyli żołnierze przeważnie z czynnej służby i kadra zawodowa; zgrani i wyszkoleni wzorowo, wchłonęli nielicznych zresztą żołnierzy rezerwy. Po paru dniach walk wszyscy stali się jedną rodziną pancerną, niedającą się prześcignąć w ciężkiej i ofiarnej pracy.