Publikacja Sigmunda Freuda, wpisująca się w kanon literacki XX wieku, jest książką wyjątkową. To dzieło rewolucyjne, otwierające specyficzną puszkę Pandory, z której na początku poprzedniego stulecia wydostały się na sale akademickie i salony mieszczańskie tematy wskazujące na ścisły związek między ludzką psychiką a seksualnością. Austriacki lekarz żydowskiego pochodzenia bez zahamowań mówił nie tylko o fizycznym pożądaniu, ale też najbardziej wyuzdanych i destrukcyjnych aberracjach, o których nawet nie wypadało myśleć. Co więcej Freud wiązał psychiczne zaburzenia i choroby ze sferą seksualną, niezaspokojonymi i tłumionymi cielesnymi popędami. Nowatorska metoda w skrępowanym mieszczańskimi normami środowisku, wydawała się bliska szarlatańskim wynalazkom. Któryż z akademików XIX-wiecznych ośmieliłby się mówić w kontekście psychicznych problemów o ich źródle tkwiącym w niezaspokojonych fantazjach kazirodczych? O fetyszyzmie, masochizmie, sadyzmie, a nawet nekrofilii? Mimo licznych zastrzeżeń odnośnie do wykładów Freuda jedno jest pewne: spotkanie ze Wstępem do psychoanalizy, podobnie jak z wydaną przez nas autobiografią Nikoli Tesli i biografią Alberta Einsteina, dostarcza emocjonujących wrażeń pozwalających odkrywać pełne tajemnic zakamarki naszego umysłu i pokazuje jak w bólach rodzą się wielkie koncepcje naukowe.