W Sclavusie Tymon Tymański opowiada historię jednej z najbarwniejszych grup artystycznych lat 80. XX wieku trójmiejskiej Tranzytoryjnej Formacji Totart. Rozpoznaje i przywołuje jej artystycznych antenatów, opisuje happeningi i akcje, wciąga w świat własnych literackich fascynacji i muzycznych olśnień. Książki Tymańskiego nie należy jednak postrzegać jak kolejnej literackiej zbiorowej i indywidualnej biografii artystycznej. To pełnowartościowa beletrystyka, napisana brawurowo, z doskonałym czuciem i rozumieniem języka, pełna także autoironicznego poczucia humoru.
W książce Tymańskiego obserwujemy, jak terapeutyczna postsztuka Totartu, zrodzona z konieczności odreagowania ponurych lat 80., czasu beznadziei i niemożności, przeradza się w Tymonowy modus. Pomieszanie wysokiego z niskim, sowizdrzalskiego z intelektualnym, mądrego z głupim znać w jego juwenilnych wierszach i prozie, słychać w muzyce yassowej, widać w filmie Polskie gówno. Prywatny totart Tymańskiego to świat duchowych otwarć, głębokich przyjaźni, seksualności i nieprawdopodobnych wizji.
Z tła opowieści prześwieca panorama Gdańska lat 80. i 90., którą autor odmalowuje, nie stroniąc od politycznych docinek i zakulisowych anegdot. W tekście Tymona spotykają się ci, którzy historię pisali, i ci, o których ona milczy. Jest tu Lech Wałęsa i Tomek Wilmowski, anarchiści i buddyści, prałat Jankowski przepędzający przybyszów z Alfa Centauri, jest i niezapomniany mazurski minstrel Jasiu Karabin.
Powieść Tymańskiego, choć nawiązuje do różnorakich tradycji literackich, wymyka się definicjom, nawet pojemnej definicji powieści postmodernistycznej. Autor nazywa swą książkę posttotartowym imprzejawnikiem, profuzyjnym eposem o Totarcie opowieścią o czasach, zjawisku, grupie waryatów i nieskrępowanej kreacji. I właśnie nieskrępowana kreacja zdaje się najważniejszym kluczem do zrozumienia Totartu i Sclavusa.