Historia wieży Babel jest w gruncie rzeczy niezwykle ironiczna. Wiekopomne dzieło okazało się kupą gruzu, bohaterscy kreatorzy przegranymi głupcami, piękna utopia w praktyce doprowadziła do chaosu i anarchii. Ot, ironia losu, chciałoby się szepnąć. A my przyglądamy się temu wszystkiemu ze zdystansowanym, nieco chłodnym uśmiechem, za którym kryją się emocje: zarówno bunt, jak i bezradność. Taką postawę przyjmuje również aforysta: pozbawiony złudzeń, ale i tęskniący, jak się zdaje, za nimi, ocala siebie (a może i czytelnika) celną, pozornie cyniczną złośliwością, zza której wyłania się cień smutku a smutek zazwyczaj zawiera w sobie potężny ładunek empatii. () Aforyzmy Coryella nie są tak po prostu zabawne. Sprawa jest o wiele poważniejsza: każdy, nawet najwstrętniejszy z ludzi objawia się w nich jako godny współczucia. Tak naprawdę autora aforyzmów zajmują bowiem wyłącznie dwie kwestie. Te, które zajmują nas wszystkich: śmierć i (nie)istnienie Boga (ze wstępu Agnieszki Sabor)