Biblia przez wieki była nieodzownym elementem relacji ludzkich, przez wieki leżała na stole, obok chleba i wina. Czytano ją na głos, z przejęciem, czasem zaś zwyczajnie, bez demonstracji. Powtarzano zawsze te same, dobrze znajome zdania i frazy, które przenikały następnie do języka codziennego. Eklezjasta (30,5): Ten, kto złoto miłuje, nie ustrzeże się winy, a ten, kto goni za zyskami, przez nie zostanie oszukany. Protestanci zachęcali do rozmnażania pieniądza, ganiąc jednocześnie skłonność do jego wydawania. Socjaliści jednogłośnie potępiali pieniądz, uznając zarazem ludzkie prawo do czerpania ze światowych zasobów. Czy w tych dwóch postawach ascetycznej i roszczeniowo-marzycielskiej wyczerpuje się ludzki stosunek do pieniądza? Czy każde bogactwo, jak chce Pismo, jest rzeczywiście źle nabyte? Otóż nie, nie każde. Zły jest procent, lichwa, a więc sposób, w jaki pieniądz dla większości z nas jest dzisiaj dostępny.