Lata temu pewni ludzie w Walii zaczęli rozpuszczać o mnie całkowicie nieprawdziwe i bolesne plotki. Tym samym zamknęli przede mną drzwi wielu kościołów. Zwróciłem się więc do Boga i zacząłem skarżyć się na tę sytuację. Powiedziałem: "Boże, boli mnie to! Ci ludzie opowiadają kłamstwa, które uniemożliwiają mi służbę dla Ciebie". I wtedy Pan przemówił do mnie tak wyraźnie, jakbym słyszał swój własny głos: "Dawidzie, najgorsze, co mogą o tobie powiedzieć, nie jest tak złe, jak prawda o tobie". Z ulgą wybuchnąłem śmiechem, bo zdałem sobie sprawę z tego, że oni nie mają pojęcia o tym, co we mnie jest najgorsze. I w ten sposób moja autobiografia zyskała tytuł. A Pan dodał później: "Ja wiem o tobie najgorsze rzeczy, ale wciąż cię kocham i wciąż będę się tobą posługiwał" Mój śmiech zmieszał się ze łzami. Także i teraz, gdy to piszę, moje oczy zachodzą łzami. Zrozumiałem, jak niesamowitą łaskę Pan okazał mi oraz przeze mnie. Przez wiele lat mówiłem, iż nie napiszę autobiografii. Uważałem to za egotyczny czyn zdradzający zadufanie autora w sobie samym, czyn opierający się na założeniu, które wskazuje na to, że inni będą chcieli przeczytać tę autobiografię. Pod naciskiem przyjaciół oraz wydawców zmieniłem zdanie. Niemniej jednak, to co ja myślę o sobie samym i to, co inni pomyślą o mnie, jest stosunkowo mało ważne. To stwierdzenie prowadzi mnie do najważniejszego pytania, które pojawiało się za każdym razem, gdy dotykałem piórem papieru. Co Pan pomyśli sobie o mnie? Moja historia została opowiedziana. Bogu niech będzie chwała.