Są ludzie, którzy mają wyjątkowo ogromny apetyt na wiedzę absolutną, którzy mniemają, że odpowiedzi posiedli na wszelkie możliwe pytania, zwłaszcza te z wymiaru ostatecznego, bo cóż łatwiejszego (i ponętniejszego zarazem), niż wczucie się w rolę Boga (w końcu wiedza pociąga za sobą władzę, zaś władza stwarza taką wiedzę, która władzy sprzyja i ją legitymizuje). Oni układają katechizmy, wznoszą gigantyczne systemy dogmatyczne, nakazując pod karą ekskomuniki (a nawet i wiecznego potępienia) wierne, bezmyślne i bezkrytyczne posłuszeństwo tam zaklętym w formułę ostateczną i definicję zbitkom słów spojonych i oddzielonych znakami interpunkcyjnymi. Takie podejście schematyczne, bezduszne, urzędnicze, do spraw radykalnie człowieka angażujących i dotykających samego rdzenia egzystencji, budzi niesmak.